piątek, 30 listopada 2012

Nocny gość

     Wyobraźcie sobie taką sytuację. Jest 1 w nocy, ciemno, cicho. Siedzicie jeszcze przy komputerze. Nagle słyszycie szuranie pod drzwiami wejściowymi. Cisza. Szarpnięcie za klamkę. Milion myśli. Na szczęście drzwi zamknięte na klucz. Zamieracie, nasłuchujecie. Ktoś właśnie próbował wejść do twojego mieszkania. A może to tylko przeciąg poruszył drzwiami tak jak to już bywało nieraz? Nie, ewidentnie ktoś tam jest. Rusza się, obija o ściany, o drzwi. Westchnienie. Kobieta? Sama? Z kimś? Może jakaś parka postanowiła pod wpływem alkoholu umilić sobie czas na przypadkowej klatce schodowej? W końcu na dworze zimno, pada deszcz. Nie, to nie to. Jest sama. Mówi coś. Do siebie. Zdecydowanie do siebie. Pijana? Naćpana? Chora psychicznie? Kichnięcie. Jedno, drugie, trzecie. Nie, tak być nie może. Zadzwonić na policję? Otworzyć drzwi i przekonać się co za nimi czeka? Nasłuchujecie, może sobie pójdzie. I nagle słyszycie jak zaczyna mówić w obcym języku. Ok, to już jest przerażające. Odprawia jakieś rytuały? Mówi, że was zabije? Wszystko jest możliwe. Nie znacie języka.
     Tak, właśnie taka sytuacja spotkała mnie wczorajszej nocy. Zabawne jak strach przed nieznanym pobudza wyobraźnię, szczególnie w środku nocy. Podszedłem do drzwi i z niepokojem otworzyłem je zastając na wycieraczce na oko 25-letnią dziewczynę. Była w miarę ładna, całkiem zadbana. Nie wyglądała na bezdomną. Nie do końca miała pojęcia co się wokół niej dzieje, ani gdzie się znajduje. Miała przy sobie torebkę i większą walizkę. Może uciekła z domu? Może ktoś ją wyrzucił? Tego niestety się nie dowiedziałem, bo dziewczyna ani krzty nie rozumiała angielskiego. Nie dowiedziałem się, czy coś jest nie tak, czy potrzebuje pomocy. Jej wzrok był niezbyt przytomny. Nie zachowywała się jak pijana, bardziej jak naćpana. Nie mogliśmy się porozumieć, jednak zrozumiała, że nie odpowiada mi jej obecność pod drzwiami, więc w końcu wstała i odeszła chwiejnie. Rano zauważyłem na schodach nieco rozsypanego białego proszku. Tynk wokół nich był cały. Nie wyglądało to na mąkę. Chyba już wiem skąd ją wzięło na te nagłe kichanie i ten nieprzytomny wzrok.
    Bruksela nie przestaje mnie zadziwiać. Każdy dzień przynosi nowe przygody. Ta jednak, była jak na razie najbardziej przerażającą z nich wszystkich. Mam dziwne przeczucie, że to nie ostatnia z nich. Co wy zrobilibyście w takiej sytuacji?

Pozdrawiam

Pan Operator



sobota, 24 listopada 2012

Dzielenie się

To co widać na zdjęciu przyszło do mnie wczoraj pocztą. Skąd? Z fundacji DKMS, która zajmuje się wyszukiwaniem dawców szpiku. Nie, nie oczekuje na szpik, wręcz odwrotnie postanowiłam się podzielić swoim. Honorowym dawcom krwi już jestem, więc gdy przypadkiem trafiłam na ich stronę doszłam do wniosku, że czemu nie podzielić się sobą jeszcze bardziej. Wypełniłam internetowy formularz, że jestem chętna i czekałam. Po jakiś dwóch tygodniach przyszła do mnie właśnie ta duża koperta. Co w niej było? Już pokazuje

List fundacji do Potencjalnego Dawcy czyli w tym przypadku do mnie. Co w liscie? Informacja jak ważna jest moja decyzja i żebym się nad nią poważnie zastanowiła. Zastanowiłam się.

Formularz osobowy, nic wielkiego tylko podstawowe dane. Wypełniony.


 










Ulotka ze wszelkimi informacjami. Dowiedzieć się z niej można wszystkiego co ważne. Kto może zostać dawcą, że to nie wpływa na zdrowie, że szpik się regeneruje w 2 tygodnie, że są dwa sposoby pobierania komórek macierzystych itp.



Opakowanie na pałeczki z materiałem do analizy. Tak, trzeba wysłać troszkę "siebie" bo tylko na tej podstawie mogą znaleźć naszego genetycznego bliźniaka. Bez obaw, to nic takiego, to tylko dwa długie patyczki z wacikiem( coś jak patyczki do uszu ale dłuższe). Wkładasz taki patyczek do ust, smyrasz nim wewnętrzną stronę policzka, pakujesz w to opakowanko i tyle :) Nic okropnego, prawda?
 










Patyczki i koperta zwrotna. To wszystko, nic strasznego, nic bolesnego. Moja koperta jest już zamknięta i grzecznie leży w przedpokoju. Wyśle ją dziś albo jutro. Zawsze uważałam, że trzeba pomagać, może nie chodzę na akcje dobroczynne, może nie zbieram jedzenia dla biednych ale wiem, że robię coś dobrego. Obrałam inną drogę pomocy, wydaje mi się, że słuszną- w końcu daję siebie :) Oprócz tego jestem honorowym dawcą krwi a w portfelu noszę oświadczenie woli, że po śmierci chcę się podzielić swoimi organami. Tak zadecydowałam, chce się do czegoś przyczynić i mam nadzieje, że komuś uratuje życie. 
DKMS- oficjalna strona - jeśli ktoś by chciał to wszystko jest na tej stronie.
Takie oświadczenie noszę w portfelu
Oddawanie krwi

Ja tak pomagam, a jak Ty to robisz?

Pozdrawiam i ściskam
Norka :)

wtorek, 20 listopada 2012

Ciemna strona Brukseli

     Przez ostatnie kilka dni zdążyłem zwiedzić nieco okolicę. Na razie okolicę w której mieszka mój szef, bo do 1 grudnia mieszkam u niego. Później wprowadzam się do swoich skromnych 100m2. Ok, a więc co jest w pobliżu? Stare miasto i setki turystów, sklepy (od takich z kiczowatymi pamiątkami, przez te z pysznymi czekoladami, sklepy z ciuchami, biżuterią, po wielkie markety i galerie handlowe). Do tego restauracje, knajpy, bary. Najróżniejsze smaki z różnych stron świata, a więc mamy kuchnię włoską, wietnamską, chińską, japońską, etiopską i wiele innych. Znalazłem też jakieś 5 sex-shopów jeden obok drugiego. Wyglądały na dość dobrze wyposażone. Dwa kroki od wyjścia z klatki, znajdują się też 4 nocne kluby ze striptizem. Ostatnio idąc w nieco innym kierunku, trafiłem na ulicą pełną pań co do których profesji nie było wątpliwości. Szkaradne buźki nieco mnie odstraszyły, jednak następnego dnia wieczorem z ciekawości poszedłem dalej i gdzie trafiłem?
 Dzielnica czerwonych latarni! Oh, to dopiero była atrakcja. Ciągnąca się niemal w nieskończoność ilość okien z wijącymi pannami, zalotnie puszczających oczko do każdego przechodzącego mężczyzny. Uśmiechające się i zapraszające do środka, oświetlone światłami neonów półnagie piękności. No.. z tymi pięknościami to może trochę na wyrost, bo takich zbyt wiele nie było. Tutaj za dużo brzuszka, tam za mało piersi, tu za dużo makijażu, gdzie indziej z kolei celulitu. Gdzieniegdzie zdarzała się taka która na emeryturę powinna była już przejść wiele lat temu. Ale biorąc pod uwagę całokształt, było na co popatrzeć. Oczywiście tylko patrzenie wchodziło w grę, ale doświadczenie i tak bardzo ciekawe. Pomiędzy burdelami, znajdowały się sklepy nocne i puby. Moją uwagę z daleka już przyciągnęła polska flaga wywieszona na zewnątrz jednego z takich pubów. No tak, polski pub w ciekawej lokalizacji. Przed drzwiami wejściowymi kurwy jedna za drugą (ah ta dwuznaczność). A później się dziwimy, że mamy złą reputację jako imigranci. No nic. Kogo możemy spotkać na takiej ulicy. Oczywiście masę mężczyzn najróżniejszej narodowości i w najróżniejszym wieku. Czarni, biali, arabowie,  latynosi,, starzy, młodzi, wszyscy chodzą na dziwki. Jedni cwaniaczą, zaczepiając radośnie panienki zza szyb, inni nieśmiało na migi dopytują się ile przyjdzie im zapłacić. Uwaga na ulicznych "iluzjonistów" którzy, jeśli będziecie nieostrożni, bardzo szybko pozbawią was portfela pod pozorem pokazu sztuczek, czy uprawiania ulicznego hazardu. Kiedy ulica dobiegła końca, postanowiłem wrócić inną drogą i trafiłem na miejsce gdzie zacząłem się czuć nieco bardziej nieswojo. Może dlatego, że byłem jedynym białym wśród wielu grupek czarnoskórych. Tam też były "wystawy" z kobietami, tylko, że czarnoskórymi. Tam już niestety nie było na co patrzeć, więc szybko się zmyłem. Dziwne, ale czarne prostytutki były albo stare, bez zębów, albo obleśnie grube. Na tym skończyła się moja wieczorna wycieczka. Wróciłem do domu, poszedłem spać. Dzisiaj rano wychodzę do sklepu i co widzę? Uliczka w którą miałem zamiar wejść ogrodzona taśmami policyjnymi, radiowozy, funkcjonariusze kręcący się tu i ówdzie. Ktoś z policji robił zdjęcia chodnikowi. Nie mogłem dojrzeć zbyt wiele, ale wyglądało mi to na zabójstwo. No ślicznie. Ciekawe czy dożyję powrotu do Polski.

Pan Operator

Próbne matury, bilety i inne

Za mną pierwszy dzień próbnych maturek. Niby nic wielkiego bo to przecież próbne i w ogóle ale lekki stres był mimo to. Polski miał być najprostszym egzaminem ze wszystkich a tu niespodzianka- już pierwsze pytanie sprawiało trudność. Tematy prac pisemnych były całkiem przyjemne, wybrałam ten o Tuwimie i jestem z tego całkiem zadowolona. Coś czuje, że rozszerzenie z polskiego może być łatwiejsze, w sumie to liczę na to :) Jutro matematyka, muszę przyznać szczerze, że się jej boje. Nie jestem orłem z matmy ale zawsze jakoś sobie radziłam na tą mocną trójczynę a mimo to jutrzejszy egzamin napawa mnie strachem. Czwartek to 6 godzin z angielskim bo najpierw poziom podstawowy i zaraz po nim rozszerzony, a w piątek czeka mnie historia. Chyba najbardziej się na nią ciesze. 
Muszę się pochwalić, kupiłam już bilety lotnicze do Brukseli! :D W styczniu jadę do Pana Operatora na całe 2 tygodnie. Już nie mogę się doczekać, będzie świetnie:)
Pozdrawiam i całuje :)
N.

sobota, 17 listopada 2012

Szukanie mieszkania i historia pewnego Hiszpana


 



     A więc jestem już na miejscu. Właściwie, jestem tu od poniedziałku, kiedy to zatrzymaliśmy się u znajomej na kilka dni. Kilka dni które przeznaczyliśmy na szukanie mieszkania, co wcale nie jest czynnością prostą, biorąc pod uwagę, że zostaję tu jedynie na 6 miesięcy, a nie rok co w wielu wypadkach jest minimalnym okresem wynajmu. Długie wieczory spędziłem na poszukiwaniu odpowiednich mieszkań w internecie. Jeszcze tylko zadzwonić i umówić się na wizytę z właścicielem lub... pośrednikiem. No właśnie. Agencji pośredniczących w wynajmie mieszkań jest masa i wielu właścicieli korzysta z ich usług. Miałem do czynienia z dwoma agentami, którzy pokazali mi po kilka mieszkań. Zasada działania podobna. Od najgorszego, do najlepszego, żebym zobaczył jak niesamowitą okazją jest ostatnie mieszkanie. Zapewnianie, że lokalizacja jest najlepsza z możliwych, że w kuchni jest szafka, kuchenka, lodówka i, oh(!), nawet mikrofalówka! Że tu mogę usiąść, tam mogę sobie coś schować, tu mogę zrobić sobie herbatkę, żyć, nie umierać. Stałym punktem programu jest informacja, że mieszkanie dopiero co zostało oddane do najmu ("Właśnie odebrałem klucze") i jest tak cudowną okazją, że za chwilę już będzie wynajęte jeśli nie zdecyduję się na nie teraz. Co z tego, że umowa po francusku, co z tego, że chcę w domu na spokojnie przemyśleć różne inne oferty. Już! Teraz! Jeszcze wczoraj spotkałem się z pracownikiem agencji, nazwijmy go Hiszpanem.


"Musiałem przesunąć nasze spotkanie bo właśnie odbierałem klucze do mieszkania które zaraz ci pokażę. Naprawdę świetna okazja, jesteś pierwszy który będzie je oglądał. Musisz szybko podjąć decyzję bo zaraz będę miał spotkanie z innymi chętnymi i na pewno ktoś je wynajmie." 


No ok, mieszkanie dupy nie urywa, lokalizacja ujdzie. 


"Ok, czy możesz mi napisać adres tego mieszkania?" 

"Po co ci on?" 
"Noo.. chciałbym w domu jeszcze zastanowić się, przyjrzeć się na spokojnie lokalizacji"
"O nie, nie możesz tak. Nie dam ci adresu. Musisz podjąć decyzje już teraz, bo zaraz kto inny je wynajmie." "Um... ok, możesz mi pokazać jeszcze jedno mieszkanie?"
"Chcesz je tylko obejrzeć, czy podjąć decyzję?"
"No.. chyba zanim podejmę jakąkolwiek decyzję, muszę zobaczyć mieszkanie?" 

Obrażony na mnie  (sick!) Hiszpan zawiózł mnie jednak do kolejnego mieszkania, które okazało się być całkiem fajne. Dobra lokalizacja, całkiem spoko urządzone. Myślę sobie, ok, jestem skłonny podjąć decyzję. Wracamy do biura, Hiszpan musi jeszcze zadzwonić do właściciela, czy zgodzi się na 6 miesięcy. 


"Chciałbym zobaczyć umowę."

"Jesteś bardzo skomplikowany."

Nie wiem co skomplikowanego jest w tym, że chciałbym zapoznać się z umową. Umowa wydrukowana, biorę ją z zamiarem spokojnego przeczytania w domu. Hiszpan po kontakcie z właścicielem ma dać mi znać. Świetnie . Już mam wychodzić, ale nagle...


"Proszę, musisz to podpisać."

"Ale co to jest?"
"To jest poświadczenie, że chcesz zarezerwować to mieszkanie. Musisz to podpisać, bo bez tego ktoś inny może je wynająć"
"Ale to jest po francusku, nie rozumiem tego."
"Wszystko jest ok, to standardowa procedura."
"Nie podpiszę czegoś czego nie rozumiem, wezmę to ze sobą, dam do przetłumaczenia znajomej która zna francuski i wtedy mogę podpisywać."
"Ale za chwilę to mieszkanie pokaże innym i na pewno je wynajmą."
"Trudno. Moje ryzyko."

Hiszpan zrezygnowany, wielce naburmuszony dał mi w końcu wyjść. Chwile później otrzymuję smsa.


"Właściciel zgodzi się na 6 miesięczną umowę. Mój kolega pokazał klientce mieszkanie i jest zainteresowana. Jutro po południu podpisze umowę. Jeśli chcesz mieszkanie, przyjdź przed nią o 14 i podpiszemy rezerwację. Odpowiedz szybko czy się zgadzasz."


Nie lubię jak ktoś robi ze mnie idiotę. Nie lubię też jak ktoś mnie do czegoś zmusza. Na smsa nie odpisałem, mieszkanie sobie odpuściłem. Hiszpan mógł sobie na mnie zarobić, ale stracił we mnie klienta przez swoje podejście. Wtedy zrezygnowałem z zabawy z agencjami i zacząłem dzwonić tylko po konkretnych właścicielach którzy sami wstawiali ogłoszenia na stronę. Dzisiaj znalazłem naprawdę porządne mieszkanie w dobrej lokalizacji. Zdecydowałem się na wynajem i jutro podpiszę umowę. Myślę, że będę zadowolony. Bruksela jest ciekawym i bardzo różnorodnym miastem. Ludzie i ich zachowanie, jedzenie, alkohole. Jest wiele tematów do których jeszcze wrócę. Tymczasem, kończę notkę i pozdrawiam wszystkich serdecznie. 

Pan Operator

poniedziałek, 12 listopada 2012

Yeah, it's me again:)
Operator pojechał aż się za nim kurzyło. 
Rano przyjechał po niego szefuncio i załadowali się do samochodu. Rzeczy mieli tyle, że biedna meganka ledwo się ruszyła. Ledwo bo ledwo ale się ruszyła i pognali naszymi równymi szosami.
Cieszę się z jego wyjazdu, bo ciesze się, że mu tam będzie dobrze i wskoczy level up w swojej drabinie zawodowej. A skubany zdolny jest jak nie wiem co.

 Ale dosyć słodkich smętów, przecież to ani ciekawe ani fajne.
Generalnie jakby ktoś nie wiedział  w tym roku mam maturę, więc co za tym idzie jestem jeszcze uczennicą i chciałam przytoczyć pewną historie ze szkolnego życia.
Jak kiedyś Operator mnie scharakteryzował jestem paskudnie wredna ale o dziwo nie w szkole i nie w stosunku do szkolnych znajomych. Jednak dziś był czas chwały dla mnie. Ale do rzeczy, lekcja wychowania fizycznego przedmiot nad wyraz ważny i interesujący. Wszystkie niewiasty ochoczo i zapalczywie grały w koszykówkę i właśnie podczas tego meczu zobaczyłam tyle nienawiści, że byłam w szoku. Jedna drugiej palce w oko, kolejna innej z łokcia w policzek, tu krzyk, tam płacz. 3 dziewczyny się popłakały( z czego tylko dwóch było mi szkoda), połowa nagle się pożarła, grupki się porobiły a jad bił z oczu wszystkim.
Krew, pot i łzy. Pierwszy raz w życiu widziałam tyle emocji na lekcji wfu i cholernie mi się to spodobało. Ciekawy wniosek się nasuwa, mianowicie jak odrobina adrenaliny może przeistoczyć człowieka w zwierzątko.
Nic nadzwyczajnego ale rozbawiło mnie, poruszyło, cokolwiek.

Pozdrawiam i całuje
Norka






200 dni.

niedziela, 11 listopada 2012

Moja kolej! :)
Jestem po dwóch dniach pożegnalnych imprez dla Operatora. Dwa dni picia, słuchania tych samych historii i życzeń- było ciężko. Wyobraźcie sobie piątkową imprezę  masa ludzi, muzyka, alkohol, rozmowy wszelakie. Za każdym razem gdy pochodziłam do grupki osób wśród których był Operator słyszałam jedną jedyna historie- "Nooo zrobiłem szefowi listę sprzętu na wyjazd a on nie kupił mikrofonu i musiał domawiać teraz, głupota nie?" Naprawdę za każdym razem mówił tylko to xD Operator jest kochany i cudowny ale gdy się krepuje to staje się tak strasznie monotematyczny.
A po za Goodbye Party to pakowanie i pakowanie mojego miłego. Pakowanie Go jest najgorszą rzeczą pod słońcem. Jest marudny i niezdecydowany jak nikt inny. Mam nadzieje, że chociaż dziś będzie troszkę inaczej( taaaa płonne nadzieje).



Okropność, której nie moge wyrzucić z głowy.

Pozdrawiam, Noreczka.

piątek, 9 listopada 2012

Zaczynamy

Witam? Cześć? Dzień dobry? 

Że niby jak się wita czytelników w pierwszym poście? Jakich czytelników? Kto w ogóle czyta pierwszego posta i kiedy? Ktoś czyta? No dobra. Załóżmy, że ktoś wpadł na tego bloga i chciałby dowiedzieć się o co chodzi. Skąd dokąd jest 1300 kilometrów i jaka jest idea tego bloga? Dlaczego piszą go dwie osoby i kim one są? Dlaczego powinieneś tu zaglądać regularnie? 

No więc tak. 1300 kilometrów to odległość jaka już za kilka dni dzielić będzie autorów. A są to:


Pan operator (czcionka zielona) (to ja!)

   Pracuję jako operator kamery i jestem cholernie leniwym człowiekiem. Nienawidzę ludzi, a już w szczególności kiedy jest ich za dużo naraz. Uwielbiam za to wyłapywać wszelkiego rodzaju absurdy które towarzyszą nam na co dzień, oraz doszukiwać się abstrakcji w rzeczach prostych. 

Dzika norka (czcionka fioletowa)
   
   Awanturnica jakich mało. Niezwykle szydercza i wredna. Zawsze ma rację (nawet jeśli jej nie ma). Chorobliwie ambitna i z naprawdę dobrym gustem.


No więc sprawa ma się następująco. W ciągu kolejnych kilku dni, znajdę się w Belgii. A konkretnie w Brukseli. 1300 kilometrów od miasta w którym mieszkam. Jakby nie patrzeć, kawał drogi. Ja, moja kamera i wielkie miasto w którym trzeba będzie się odnaleźć. Dzika norka zostaje w Polsce. Dlaczego założyliśmy bloga? Bynajmniej NIE po to, żeby pisać o miłości, tęsknocie, czy o trudnościach wynikających ze związku na odległość. Nie chcemy żeby ktoś zrzygał się z nadmiaru słodyczy. Nie ma też być to w żadnym wypadku forma autoterapii, a już w szczególności pamiętniczka ("Dzisiaj było mi strasznie smutno, więc poszedłem na spacer"). Generalnie chodzi o to, żeby uporządkować chaos w głowie, pobudzić kreatywność, porównać swoje spostrzeżenia. 

Zapraszam do czytania, już wkrótce kolejne posty.

Pozdrawiam serdecznie
Pan operator

P.S.
   Już pierwszym postem podpadam dzikiej norce. Nie, nie dlatego, że napisałem o niej, że jest wredna, bo do tego się już przyzwyczaiła. Pierwszego posta mieliśmy napisać razem, ale prędzej zagryźlibyśmy się w trakcie, niż byśmy doszli do jakiegoś kompromisu. Zielone teksty są moje, fioletowe jej. Nie piszemy wspólnie, koniec, kropka.